Miejski crossover. Co to jest? Do czego to w ogóle służy? Te pytania kotłowały się w mojej głowie przed odbiorem CX-trójki. Nie będę ukrywać, byłem nastawiony do niej niczym pies do jeża. Jakże drastycznie zmienił się mój punkt widzenia po prawie tysiącu dwustu kilometrach przejechanych wspólnie w dokładnie trzy doby...
Zacznijmy od początku, od pierwszych wrażeń. Testowany przeze mnie egzemplarz to dobrze, acz nie najwyżej wyposażona wersja SkyENERGY z dodatkowym pakietem LED. Pod maską pokrytą zjawiskowym, głębokoczerwonym "lakierem premium" skrywa się wolnossąca jednostka o pojemności dwóch litrów i niestety, w tym przypadku, jedynie z napędem na przednią oś, co skutkuje 120-sto konną konfiguracją (wersja 4x4 ma dołożone dodatkowe 30KM, które z nawiązką rekompensują straty na napędzie). Obiektywnie patrząc, w tym poziomie wyposażenia zawarte są wszystkie przydatne udogodnienia, czego najdobitniejszym przykładem jest obecność systemu inforozrywki MZD Connect, o którym później. Do "premium feel" brakuje lepszej tapicerki. Jedyna dostępna w tej wersji tkanina nie prezentuje się okazale i tworzy największy kontrast względem wspaniale wyglądających obszyć w topowej wersji. Z zewnątrz odmianę SkyENERGY poznamy po nieco małych, szesnastocalowych felgach. Ich obecność sprawia, że "trójeczka" traci na atrakcyjności, ale zyskuje sporo komfortu. Mniejszy jest również stres właściciela, gdy trzeba przejechać przez nieznany, oddalony od szosy teren. Ale czy w "ośce" ma to jakikolwiek sens?
Sprzymierzony z pogodą dokonałem wszelkich starań, aby był to najbardziej wszechstronny test, na jaki mogłem sobie pozwolić. Wypróbowałem więc CX-a tak, jak potencjalnie mógłby być używany - zapuściłem się zarówno w leśne dukty, jak i świeżo ośnieżone górskie drogi w okolicach Ustronia. Z tymi pierwszymi Mazda nie miała najmniejszych problemów, przy czym docenić można całkiem spory prześwit, który zapewnia komfort na wzdłóżnych koleinach. Niestety, w górach nasza testówka poległa - ewidentnie brakowało jej drugiej napędzanej osi. Poza tym odniosłem wrażenie, że opony Michelin, w które "ubrana" była Mazda, nieco zbyt szybko traciły trakcję - nawet w suchych warunkach ze startu zatrzymanego ASR musiał intensywnie pracować. Muszę również wspomnieć, że w przeciwieństwie do roadstera MX-5, którym jeździłem latem, w CX-3 nie ma możliwości wyłączenia ESP. Jest co prawda przycisk temu służący, ale opóźnia on jedynie nieco działanie bezwzględnie stanowczego systemu. Nie sądzę, żeby dla potencjalnych nabywców była to kluczowa sprawa, ale niewątpliwie odcina nas to od odczuć zza kierownicy, które są...
Im dalej od lasu tym lepiej.
Układ kierowniczy znacząco odbiega od standardów tego segmentu. Jego przełożenie jest bardzo krótkie, co oznacza, że niewielką pracą rąk na kierownicy możemy wyraźnie wpływać na kierunek jazdy, w dodatku dostając przy tym sporo informacji zwrotnych od kół. Dodatkowo fotele, mimo że nadal jesteśmy w "miejskiej terenówce", są wyjątkowo mocno wyprofilowane i świetnie podpierają ciało. Miłym zaskoczeniem jest obecność regulacji wysokości w fotelu pasażera.
Jestem również naprawdę mocno zaskoczony dynamiką dwulitrowej jednostki. Mazda opiera się tendencji downsizingu stosując samotnie filozofię nazwaną mianem rightsizingu. Nie, japońska jednostka nie jest w stanie jeździć "o kropelce", lecz spalanie utrzymuje się na komfortowym dla portfela niskim poziomie, a co ważniejsze, przy dynamicznej jeździe, nie rośnie tak dramatycznie jak u "doładowywanej" konkurencji. Suche dane: najniższe realne spalanie w trasie - 5,4l/100km przy jeździe ze stałymi prędkościami pomiędzy 80-110km/h.
Dynamiczna, trzystukilometrowa trasa kosztowała ok. 6,6 litra za każde sto kilometrów. I to już wynik naprawdę godny pochwały.
Dodatkowo, poza niskim spalaniem, silnik ten ma jeszcze jeden atut. Wraz ze wzrostem prędkości obrotowej, dźwięk wydostający się przez podwójny (!) układ wydechowy staje się bardzo przyjemny dla ucha. Najistotniejsze jednak jest, że jednostka tak połączona została z fantastyczną, sześciostopniową skrzynią manualną. Jest to bezsprzecznie największa zaleta tego samochodu. Po pół roku wspomnienia z jazdy Mazdą MX-5 powróciły. Oczywiście, w miejskim crossoverze bezpośredniość i brutalność zostały znacznie ograniczone, ale nadal krótki skok i świetna precyzja sprawiają, że nawet nużąca jazda w korku staje się kolejnym pretekstem do bezmyślnego przeskakiwania pomiędzy biegami.
Nie ma jednak róży bez kolców. Wnętrze CX-a pełne jest ergonomicznych niedoróbek. Najbardziej irytującą jest za mała półka u dołu konsoli środkowej. Jest to spora wada, gdyż to właściwie jedyne miejsce, w którym moglibyśmy odłożyć smartfona na widoku. Właśnie... Moglibyśmy, gdyby smartfony nadal miały 3,5-calowe wyświetlacze. W dodatku dobrze by było, gdyby nie potrzebowały ładowania, bo mimo dwóch gniazd USB prąd ładowania jest dość niski, przez co ładowanie może zająć kilka godzin.
Wielu recenzentów nie pozostawia suchej nitki na systemie MZD Connect, ja jednak nie podzielam tej krytyki. Testowany egzemplarz doposażony został w moduł nawigacji, która w mojej opinii działa wystarczająco sprawnie i intuicyjnie. Podobnie sprawa ma się z multimediami. Być może to już przyzwyczajenie z użytkowania MX-5, ale uważam, że to całkiem dobry system. W obecnym roku modelowym brakuje jedynie wsparcia dla Android Auto czy Apple Car Play. Większość konkurentów wspiera już te funkcjonalności, natomiast w Mazdzie są dwie aplikacje: roli pierwszej już nawet nie pamiętam, a druga w bardziej kozacki sposób pokazuje średnie spalanie. I to koniec zakładki buńczucznie nazwanej "aplikacje".
Zapewne zwróciliście uwagę na niezwykle dynamicznie poprowadzone linie nadwozia i nieregularną linię okien. Mazda nazywa to stylistyką Kodo. Niezaprzeczalnie wyróżnia to najmniejszego SUV-a marki na tle nudnych zazwyczaj konkurentów, niestety odbija się to na widoczności. Odwracając głowę widzimy naprawdę niewiele. Wysoka dolna krawędź szyby w prawdzie powoduje, że tył prezentuje się spójnie i zadziornie, ale skutkiem tego jadąc do tyłu, krawężnik przestajemy widzieć dobre kilka metrów przed dojechaniem do niego. W parkowaniu nie pomagają również boczne lusterka. Co prawda znajdują się w nich potężne zwierciadła, niestety przybliżają one znacznie obraz, skutkiem czego ciężko jest się odnaleźć na parkingu. Paradoksalnie więc, mimo że CX-3 bazuje na miejskiej "dwójce", to niej jest samochodem do miasta idealnym. Jest to też jeden z niewielu samochodów, w których poważnie rozważałbym zakup kamery cofania.
Jeśli staniecie przed skonfigurowaniem swojej CX-trójki, to poza opisaną wcześniej kamerą cofania, mam jeszcze jedną propozycję do zaznaczenia - w pełni LED-owe światła. Są po prostu fenomenalne. Kropka.
Jeśli rozpatrywać Mazdę jako samochód rodzinny, użytkownikom doskwierać będzie niewielka ilość schowków. Dwa uchwyty na napoje są stałe, co oznacza, że mniejsze puszki po prostu się w nich przewrócą.
Brak środkowego podłokietnika najdosadniej przypomina, że CX-trójka została zbudowana na platformie samochodu miejskiego. Niezrozumiały jest dla mnie również dobór tworzyw sztucznych. Przed oczami pasażera rozpościera się spory płat przemiłej w dotyku skóry. Tylko, że spełnia ona przecież jedynie ozdobną funkcję, ponieważ nikt nie będzie dotykać jej co minutę w zachwycie nad wysoką jakością. Niestety, boczki drzwi nawet w miejscu spoczynku dla łokci pozostają twarde i tylko nieznacznie ulegają pod naciskiem palca.
Mimo wszechobecnej twardości, tworzywa wszędzie posiadają przyjemną fakturę. W kilku miejscach zastosowano również wzór włókna węglowego, który nie dość, że jest odporny na zarysowania, to w dodatku wygląda bardzo dobrze i koresponduje z charakterem samochodu.
Z tyłu jest całkiem sporo miejsca. Podobnie sprawa ma się z bagażnikiem. Nie jest to segmentowy prymus, lecz ustawne kształty i podwójna podłoga pozwalają sensownie zagospodarować przestrzeń. Szkoda, że zapomniano o haczykach na zakupy.
Producent z Hiroszimy nie przestaje mnie zadziwiać. CX-3 sprawia wrażenie, jakby powstało w wyniku wojny księgowych z inżynierami. Pierwsi naciskali, by stworzyć SUV-a, gdyż stają się one rdzeniem sprzedaży właściwie wszystkich marek, drudzy natomiast nie chcieli pogrzebać tradycji budowania samochodów tworzonych dla kierowców. Dzięki atrakcyjnej stylistyce Mazda przyciąga wzrok na ulicach, a większość obserwatorów odbiera go za większy i droższy, niż w rzeczywistości. Co jednak najważniejsze, daje ona sporą przyjemność z prowadzenia i już od podstaw oferuje przyzwoite wyposażenie. Ergonomiczne minusy szybko usuwają się na margines, gdy zaczniemy zmieniać biegi na krętych, górskich drogach. Mazda CX-3 nie jest mistrzem praktyczności, nie jest też przesadnie tania, jednak umiejętne połączenie użyteczności i przyjemności z jazdy sprawia, że jest to samochód naprawdę godny uwagi.