top of page
Szukaj
  • Tomasz Małycha

Mazda MX-5 2.0 Sky Freedom


Są takie dni, które po prostu nie mogą być nieudane. Czy weekend w okolicy Ojcowskiego Parku Narodowego z Mazdą MX-5 warty był wczesnej pobudki w sobotni poranek?

Już od pierwszego spojrzenia biały roadster uśmiecha się do nas jednocześnie pokazując przymrużonymi ślepiami, że oczekuje poważnego traktowania. W porównaniu do poprzednika znacząco dojrzał, dorobił się stanowczych linii i przetłoczeń. Długa, mocno opadająca maska, nisko poprowadzona przednia szyba i króciutki tylny zwis tworzą proporcje, których brakuje wielu samochodom pretendujacym do miana sportowych.

Przód narysowany został z pazurem, tył natomiast wydaje się być wariacją pomiędzy obecnym designem marki, a poprzednią MX-piątką. Widzicie te dwie rurki wystające zupełnie bez pomysłu ze zderzaka? Do nich jeszcze wrócimy...

Rozgośćmy się wewnatrz. Może nie jest wielopokojowy apartament, ale dobrze urządzona kawalerka. Nie jesteśmy rozpraszani natłokiem przycisków i informacji. Wszystko zaprojektowane jest dla kierowcy i to w sposób, który nie będzie odciągać jego uwagi od drogi. Za miłą w dotyku kierownicą umieszczone są analogowe zegary z centralnie umieszczonym, wyeksponowanym obrotomierzem i wskaźnikiem aktualnie zapiętego biegu. To nie przypadek, ten zestaw w zupełności wystarcza przy dynamicznej jeździe, do której roadster Mazdy został stworzony. Prędkościomierz jest obok, jakoby wymagany prawem dodatek, który przez większość czasu jest nikomu do czerpania radości z jazdy niepotrzebny. Ale o tym później...

Pośrodku minimalizm, który przełamany jest przez wystający jarmacznie ponad deską ekran multimedialny, który jedynie podczas postoju można obsługiwać dotykowo. W trakcie jazdy natomiast, do jego obsługi wykorzystywany jest całkiem intuicyjnie działający dżojstik z kilkoma skrótami i regulatorem głośności. Jest on niestety umiejscowiony dość niefortunnie - mocno z tyłu, przez co, by go używać należy nienaturalnie odsuwać rękę i kilkukrotnie zdarzyło mi się nacisnąć go chcąc oprzeć rękę o podłokietnik. Jego lokalizacja jest jednak wybaczalna, gdyż dwa miejsca, które są "pod ręką" zostały zarezerwowane dla perfekcyjnie działającej skrzyni biegów i tradycyjnego hamulca ręcznego.

Ciekawostką są schowane w zagłówku kierowcy głośniki do prowadzenia rozmów telefonicznych. Dzięki temu rozwiązaniu, mimo jazdy z otwartym dachem, mijani obok nas przechodnie nie dowiedzą się co czeka nas na obiad. Genialne w swej prostocie!

Raczej nikt nie spodziewa się po tym samochodzie praktyczności rodem z minivana, tym niemniej dziwi brak choćby maleńkiego schowka przed fotelem pasażera. Jedyne schowki to półeczka wykonana z antypoślizgowego materiału, na której można odłożyć telefon, zagłębienie pod symbolicznym podłokietnikiem i większy, zamykany schowek pomiędzy fotelami. Są też dwie skrytki za oparciami, jednak ze względu na utrudniony dostęp, zapewne wielu użytkowników MX-piątki nawet nie ma pojęcia o ich istnieniu.

W kategorii schowka można rozpatrywać również bagażnik, który otwieramy jest za pomocą przycisku obok tablicy rejestracyjnej. By być obiektywnym muszę przyznać, że bagaże dwóch osób na weekend spokojnie się zmieściły. Z tygodniowym wypadem mogłoby być nieco ciężej... choć nikt tego nie wymaga od tego typu samochodu.

Niewielki rozmiar otworu załadunkowego warunkowany jest przez mikrą pokrywę, która jak żadna inna nie zasługuje bardziej na miano klapy. Kto miał już możliwość wypróbowania tego rozwiązania, będzie wiedział co mam na myśli, resztę zapraszam do organoleptycznego sprawdzenia w najbliższym salonie.

Ileż można mówić o walorach praktycznych, gdy przypomnimy sobie, że mowa o dwumiejscowym, tylnonapędowym, stusześćdziesieciokonnym kabriolecie, którego masa własna wynosi równe 1000 kilogramów...

Wiele słyszałem już na temat silników Mazdy, nawet przypadkowo poznani ludzie na stoisku Mazdy mówili mi, że jeśli mogliby jedną rzecz zaadoptować do swoich samochodów to były to silnik Skyactiv. Wtedy uśmiechałem się wyrozumiale, szukając w głowie pomysłu, dlaczego wszyscy zachwycają się zwyczajnym, wolnossącym benzyniakiem.

Sekret tej dwulitrowej jednostki tkwi w niespotykanym u innych producentów stopniu sprężania, który jest bliski temu występującemu w silnikach Diesla i wynosi 13:1. Definiuje to przyjemną charakterystykę napędu i zaskakująco niskie spalanie (4,3l/100km w trasie, które podniosło się do 7,3l/100km po ostrym traktowaniu na malowniczych trasach wokół Ojcowa). Mała Mazda chętnie "zbiera się" już od 1500 obr/min, a ponieważ jest to wolnossący silnik benzynowy, moc rozwijana jest miarowo aż do czerwonego pola.

Poczucie bycia jednością z samochodem potęguje krótka i bardzo precyzyjna skrzynia biegów, która w żaden sposób nie próbuje odcinać kierowcy od tego co dzieje się z układem napędowym. Robi to w taki bezpardonowy sposób, że nawet na wolnych obrotach biegu jałowego drży niczym młot pneumatyczny. To detal, który wpływa na dobry humor właściciela za każdym razem, gdy odpala samochód lub stoi na światłach.

A'propos, Mazda nie ugięła się modzie na udawaną ekologię i nie znajdziemy tu systemu start-stop. Swoją drogą panel, który w każdym innym dobrze wyposażonym modelu tej marki jest przepełniony przyciskami do obsługi asystentów bezpieczeństwa tutaj zapełniony jest pustymi zaślepkami. Kryje się wśród nich niepozorny przycisk wyłączający kontrolę trakcji. Działa od razu, przyciskasz - jesteś zdany na siebie. Żadnego uśpionego asystenta czy przytrzymywania kombinacji przycisków. Po prostu, widzisz zakręt i wydaje Ci się, że podołasz - naciskasz. Proste, co?

W kwestii prowadzenia przyznam się zupełnie szczerze, nie uważam się na tyle doświadczonego kierowcę, by sprawdzić granicę przyczepności na publicznych drogach. Podczas jazdy czuć nisko położony środek ciężkości, niewielka masę i tylny napęd, wypychający ochoczo japońskiego roadstera z zakrętu przy mocniejszym naciśnięciu gazu.

Jedną rzeczą, z którą nie potrafię się pogodzić to dźwięk wydechu. Brzmienie całkiem przyjemne, acz dosyć cicho. Dobrze pasowałby w "trójce" czy "szóstce", w sportowym cabrio brakuje jednak bardziej bezkompromisowych rozwiązań. Odnoszę wrażenie, iż inżynierowie tak mocno skupili się na właściwościach jezdnych i silniku, że zupełnie zapomnieli o wydechu i zabrali zalegające na magazynowych regałach części z pozostałych modeli...

Całe szczęście jest mnóstwo firm zajmujących się tworzeniem od podstaw układów wydechowych, mogących zaoferować coś bardziej pasującego do charakteru Mazdy.

Jaka więc jest ta urocza Japonka? Najprościej mówiąc, jest dokładnie taka jak można się spodziewać patrząc na jej uśmiechniętą atrapę chłodnicy. Uszyta na miarę zabawka z silnikiem, którego moc zupełnie wystarcza na przecinanie malowniczych scenerii, a w dodatku zadowalająca się zaskakująco małą ilością paliwa. Całkiem nieźle prezentują się też ceny w zestawieniu z radością z jazdy jaką dostajemy. Zdecydowanie polecam MX-a osobom rozważającym zakup fun-cara jako kolejny samochód w garażu. Może nie jest praktyczny, może nie ma zbyt wiele miejsca w środku, może i nie wydaje z siebie rasowych pomruków... Mimo wszystko ciężko znaleźć osobę, która po przejażdżce nią nie chciałaby pojeździć nią dłużej.

 

A co do wrażeń z jazdy... to chyba będzie najlepsza recenzja ;)

Serdecznie dziękuję dealerowi Mazda Mirai Motors za użyczenie samochodu do testu.


240 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page