Każdy z nas poznał w swoim życiu klasowego dziwaka, który okazał się być geniuszem. Gdyby samochody były ludźmi, to Baleno byłby właśnie nim.
Najprościej jest iść zgodnie z nurtem. Robić wszystko zgodnie z panującymi trendami i odcinać kupony. Jedną z niewielu nietypowych w tej kwestii marek jest Suzuki. Produkuje co prawda SUV-y w postaci Vitary i SX4, jednak poza nimi oferuje właściwie same niszowe pojazdy - choćby supermałego Ignisa i Celerio, czy bezkompromisową terenówkę Jimny. Wśród nich wszystkich pozostały dwie bardzo rozsądne propozycje dla osób poszukujących samochodu o niewielkich rozmiarach pozwalającego jednak na okazyjne zawiezienie większej ilości osób. Pierwszą z nich miałem okazję przedstawić Wam już wcześniej - jest to Swift. Teraz natomiast otrzymałem do sprawdzenia jego większego brata, Baleno.
Nazwanie tych samochodów rodzeństwem nie jest wcale dużym nadużyciem. Baleno jest co prawda większy od Swifta w każdym aspekcie, szczególnie w środku, jednak nadal pozostaje dość niewielkim samochodem na pograniczu segmentów B i C. Oba samochody występują z identycznymi silnikami benzynowymi 1.2, które w obu przypadkach otrzymałem w fantastycznie działającej wersji SHVS. Również w środku większość elementów jest podobna, choć trzeba przyznać, że w tej rodzinie to Swift jest szalonym nastolatkiem z luźnym podejściem do obowiązku szkolnego, a Baleno to starszy brat robiący doktorat. Po prostu, w Swifcie można było odnaleźć sporo kolorowych akcentów, natomiast jego większy brat jest… nudny.
Nudny to wręcz słowo synonimiczne do Baleno. Samochód przez swój generyczny design nie wzbudza emocji. Ciężko powiedzieć, że jest wybitnie brzydki, jednak raczej nie napotkamy nikogo, kto stojąc obok na światłach opuści szybę i pochwali nasz gust. Ot, niczym niewyróżniający się mieszczuch z charakterystycznymi dla aut z Dalekiego Wschodu chromowanymi akcentami tu i ówdzie. W środku, jak już wspomniałem, jest identycznie. Jest tu twardo i budżetowo, ale nie można powiedzieć że jest źle w jakimkolwiek aspekcie. Napotkamy tutaj kilka zawadiackich linii i srebrych tworzyw, jednak ciężko się nimi specjalnie zachwycać, gdyż przyjemna w dotyku jest jedynie bardzo ergonomiczna kierownica. Drążek skrzyni biegów niestety pozostał plastikowy, choć jego kulisty kształt jest bardzo dobrym pomysłem.
Jeśli chodzi o jednostkę napędową, nie ma tu żadnych zmian względem tej testowanej miesiąc wcześniej w Swifcie. Dziewięćdziesięcio-konny silnik jest wystarczający dla statecznych kierowców. Z pewnością nie doskwiera mu nadmiar mocy, a jednak jest zdumiewająco oszczędny. Bez problemu do osiągnięcia były wartości poniżej czterech litrów przy spokojnej jeździe. W mieście wzrost ten był nieznaczny i dalej czwórka “gościła” na ekranie komputera pokładowego.
Widzicie, po pierwszych akapitach można odnieść, że Baleno nie jest w żadnym stopniu wyróżniającym się autem i nie wywołał na mnie większych wrażeń, co jest prawdą jedynie częściową. Oczywiście, jest to zupełnie niewyróżniający się samochód miejski bez większych ambicji, jeśli nadal pozostać przy personifikacji pojazdów. W tym jednak przypadku, może z przekory, sympatyzuję mocno z tym tytułowym dziwakiem. Pozwólcie, że wytłumaczę Wam dlaczego…
Cena. Cena jest tutaj kluczem. Dokładniej jej stosunek do tego, co otrzymujemy. Widzicie, niemal zawsze do testów udostępniane są pojazdy skonfigurowane na maksimum i nie inaczej było w tym przypadku. Jednakże w przypadku Baleno “full opcja” oznacza zawrotną kwotę… 66 tysięcy złotych. Tak, sześćdziesiąt sześć tysięcy za topową wersję Elegance z układem miękkiej hybrydy. Co więcej, jeśli zrezygnować z nowoczesnego zespołu “alternatoro-rozrusznika”, ta sama wersja kosztuje już poniżej sześćdziesięciu tysięcy. I jak mocno nie zachwycał bym się przyjemnością korzystania z układu SHVS, z pewnością nie jest on warty dopłacania siedmiu tysięcy złotych. Po prostu nie ma szans, by było to zasadne ekonomicznie i zapewne odmiana ta pozostanie ciekawostką nie zdobywając rynku.
Ustalmy więc, że decydujemy się na najwyższą wersję wyposażeniową Elegance, ale pozostajemy przy tradycyjnym silniku 1.2 (konfiguracja za 58 900 zł). Co za to otrzymamy?
Bardzo dużo. Zacznijmy od tego, że Baleno bez problemu może służyć za samochód dla małej rodziny, odróżniając się od mniejszego brata sporą ilością miejsca z tyłu oraz pokaźnych rozmiarów bagażnikiem. Przechodząc do wyposażenia, właściwie łatwiej jest wskazać rzeczy, których brakuje. Nie dostaniemy niestety asystenta pasa ruchu i martwego pola. Poza nimi, jest właściwie wszystko, co można było włożyć do auta tych rozmiarów. Otrzymujemy m.in. w pełni LED'owe światła główne, automatyczną klimatyzację, aktywny tempomat, podgrzewane fotele, stację multimedialną z Android Auto…
Nie będę przynudzać kolejnymi rubryczkami z cennika Suzuki. Chciałbym po prostu powiedzieć, że ten samochód jest dla mnie zaskoczeniem roku. Jeśli tylko niemrawy wygląd nie jest przeszkodą, to Baleno staje się bardzo mocnym kandydatem na praktyczne, rodzinne auto, które ze świetnym wyposażeniem można zakupić w naprawdę rozsądnej cenie. Tak, możecie teraz parsknąć pod nosem - chciałbym mieć Suzuki Baleno.
Comments